Reyna była
zadowolona.
Było wiele tego
przyczyn – zimna ściana chłodząca jej rozgrzane latem ciało,
mocny uścisk, ręce wędrujące pod bluzką, niecierpliwe usta
zasysające skórę na szyi.
Mruknęła cicho,
wyginając się w stronę dotyku, w myślach przeklinając go. Tylko
on miał na nią taki wpływ - w całym swoim życiu była twarda i
nieustępliwa, a teraz zamieniała się powoli w małą kałużę
uczuć i przyjemności, która ją pochłaniała. Stęknęła,
zaciskając ręce na jego plecach, a kiedy poczuła figlarny
uśmieszek na podbródku, warknęła cicho. Szybkim ruchem odwróciła
pozycje, sama przyciskając jego ciało do ściany. Wydał cichy
odgłos protestu, ale szybko został on stłumiony jej natarczywymi
ustami. Złapał za jej podwiniętą koszulkę i przyciągnął,
rozkoszując się dotykiem miękkiej skóry.
- Jesteśmy
niecierpliwi, hm? - mruknął złośliwie, kiedy wtopiła palce w
jego rozczochrane włosy, a on ujął ją pod kolanem, podnosząc z
chęcią jej nogę.
Burknęła coś w
odpowiedzi, w pełni pochłaniając się doznaniom niecierpliwych i
namiętnych pieszczot. W euforii pasji spadł wazon i zerwali
firankę, ale naprawdę jej to nie obchodziło. Jego zapach ją
otumaniał, a jedyne o czym mogła myśleć, to więcej i więcej...
- Poczekaj –
wysapał, kiedy zaczęła rozpinać jego koszulę. Włosy miał
uroczo roztrzepane, opadające niechlujnie na czoło, usta
nabrzmiałe, policzki zaczerwienione, a sam wyraz oczu wzbudził u
niej dreszcz. - Zaraz przecież...
Przykryła mu palcem
usta, przerywając w połowie, drugą ręką macając obok, by wyczuć
klamkę.
- Zero gadania –
rozkazała, zjeżdżając palcami wzdłuż silnej szczęki.
Oczy mu rozbłysły,
a w Reynie zapłonęła jakaś iskra. Wpadli gwałtownie na drzwi,
których tak poszukiwała, kiedy znów zmienił pozycję, a ona
jęknęła mimowolnie w odpowiedzi na namiętność. Wpadli do
pokoju, ale ją obchodziły tylko jego usta, piekąca skóra
błagająca o dotyk i wspaniały nacisk innego, rozgrzanego ciała.
Owinęła się mocniej wokół niego, kiedy szli naprzód
nieprzytomnie, a on zjechał ustami wzdłuż jej szczęki, oddychając
szybko.
- Reyna – mruknął
do jej ucha, a Reyna przez mgłę przyjemności zauważyła, że ten
głos był inny, głębszy... Zepchnęła to w głąb umysłu, bo
jego ręce złapały ją mocno za plecy przez koszulkę. - Reyna...
Reyna!
Reyna gwałtownie
otworzyła oczy, a szyja nadal ją piekła od gwałtownych malinek...
Co... Przecież...
Rozejrzała się
nieprzytomnie, zauważając Franka wpatrującego się w nią ze
zmartwieniem i paru centurionów, szepczących do siebie lub
obgadujących ją. Gdy tylko impuls rzeczywistości do niej dotarł,
natychmiast się wyprostowała, choć ciało rozpaczało po stracie
dotyku. Mogła przysiąc...
Obrady senatu nadal
trwały, najwyraźniej ignorując śniącą na jawie pretor, choć
widziała zaniepokojony wzrok Franka, który ją przebudził.
Poczuła falę
gwałtownego zawstydzenia i żalu, która ją zalała. Czuła, jak
jej policzki płoną, co zdarzało się naprawdę rzadko i pochyliła
się do kolegi, próbując zasłonić rumieńce.
- Przepraszam –
wyszeptała, nieco ochryple, zerkając kątem oka na posiedzenie.
Mimo że siedzieli na szczycie, to najwyraźniej nikt nie widział
niczego nadzwyczajnego – może przysnęła na parę sekund. -
Miałam trudną noc.
Frank popatrzył na
nią ze współczuciem i poklepał lekko po ręce, a Reyna
automatycznie porównała ten dotyk do stwardniałych dłoni,
wprawiających jej skórę w gorączkę. Skarciła się w myślach,
pragnąc zatopić w fotelu. Niech to się już skończy, pomyślała
rozpaczliwie, bo czuła napierające z każdych stron wspomnienia
snu, a wydawało się, że ludzie dookoła patrzą na nią, doskonale
znając jej myśli. Zawierciła się w fotelu, rozglądając nerwowo
i wtedy natrafiła na błyszczące, brązowe tęczówki. Czas stanął,
a ona znów poczuła niecierpliwy oddech na policzku, gwałtowne usta
i ciało ocierające się o drugie. Widziała przed oczami sceny snu,
a cała dyskusja wokół niej umilkła, kiedy widziała powoli
rosnący, figlarny uśmiech. Coś w tych oczach... Leo patrzył na
nią, przechylając głowę, jakby mówił „przyjemny sen?".
Coś z jej żołądku
się zacisnęło, kiedy o tym pomyślała, ale wzrok półboga był
nieomylny – doskonale wiedział, o czym śniła. Uśmiechał się
do niej tym wiem-wszystko-i-jestem-z-tego-dumny uśmieszkiem, a oczy
błyszczały mu złośliwym blaskiem.
Trafiła ją nagła
myśl, niedorzeczna, dziecinna i głupia, ale jakże zrozumiała w
takiej sytuacji – czyta mi w myślach?
To było śmieszne,
ale jej umysł nadal był zamglony. Leo wiedział, że widziała...
rzeczy, które nie powinny się zdarzyć i o których nie powinna
myśleć. Nie był dzieckiem Hekate ani Somnusa, więc to było
niemożliwe, ale jednak jakiś dziecinny strach ściskał jej jelita.
Jej, kobiecie która pokonała Oriona, była pobłogosławiona przez
Atenę, zapobiegła wojnie domowej, poprowadziła swoje wojsko
przeciw zastępom Gai i która była pretorem legionu od sześciu
lat.
Jeśli czytasz mi w
myślach, pomyślała, ganiąc się w duchu, ale obrazy jej marzenia
nadal wirowały, a Leo nie spuszczał wzroku. Widziała jego dłonie,
jak zwykle konstruujące coś z zębatek i przewodów, nie mogąc
przestać wspominać dotyku tych niecierpliwych rąk... Jeśli...
Mrugnij.
Wstrzymała oddech,
mrużąc oczy, i poczuła szturchnięcie, ale nie zwróciła na to
uwagi. Rozluźniła się i już była gotowa karcić się za głupotę,
kiedy on to zrobił.
Zamrugał.
Leo-Cholerny-Valdez
czytał jej w myślach!
Nie wiedziała jak i
dlaczego, ale była tego pewna. Poczuła ochotę by umrzeć, kiedy
chłodna i logiczna część jej umysłu, odziedziczona po Bellonie i
podsycana egidą Ateny zaczęła na nią wrzeszczeć. Ludzie mrugają.
To naturalna reakcja, a to, że mrugnął po nieustającej walce na
spojrzenia nie jest niczym dziwnym. Wyolbrzymiasz rzeczy, nadal
zamroczona przez sen. Jesteś śpiąca...
Zmarszczyła brwi i
znów spojrzała na Leo, który uniósł brew, jakby pytając „co?"
Jeśli czytasz mi w
myślach... Mrugnij jeszcze raz, odetchnęła, starając się by
opanować tę dziwną panikę. Zachowywała się irracjonalnie.
Czytanie w myślach jest niemożliwe. Nawet w mitologii greckiej i
rzymskiej. Tylko bogowie mają taką zdolność. Co się z nią
dzieje?
Ale panika znów
zacisnęła na niej szpony, bo ten cholerny kretyn ponownie do niej
mrugnął, szczerząc się jak idiota. Poczuła wściekłość,
przelewając ją w jego kierunku. Czyta w myślach? Niech odczyta jej
złość. Nikt nie miał prawa grzebać w jej umyśle, nawet jeśli
był wypełniony fantazjami na jego temat. To było po prostu
marzenie sennego umysłu i zgorzkniałej samotniczki wśród grupki
spełnionych par, która od prawie sześciu miesięcy pozostawała
bez partnera.
Ale... Czemu
mrugnął? Czyżby naprawdę miał dostęp to części, która była
tylko i wyłącznie jej?
Mrugnij, pomyślała
z rezygnacją. Jeśli mrugniesz, naprawdę w to uwierzę.
Leo się na nią
gapił, ona na niego, obrady dotyczące otwarcia liceum dla półbogów
trwało, a przywódczyni legionu siedziała nieruchomo. Leo rozejrzał
się, przerywając tę obsesyjną wymianę spojrzeń, a Reyna
pozwoliła sobie na triumfalny uśmieszek. Wiedziała.
Valdez znów na nią
spojrzał, wydymając wargi, uśmiechnął się i mrugnął
konspiracyjnie, jakby mówił "wiem o czym śniłaś i możemy
to dokończyć".
Gdy tylko będące
dla niej katorgą i dłużące się niemożliwie obrady skończyły
się wynikiem „trzeba zainwestować, nie wiadomo, czy to dobry
pomysł", wyszła pospiesznie, mrucząc jakieś przypadkowe
przywitania do grupy z Obozu Herosów. Usłyszała krzyk osoby, która
ją wołała, najprawdopodobniej w sprawie nieudanego pomysłu, ale
zignorowała go. Dogoniła Valdeza, które szedł z rękoma w
kieszeni, gwiżdżącego spokojnie i naskoczyła na niego, nie
zważając na tłum, który ich mijał.
- Jak to zrobiłeś?
- syknęła. Spojrzał na nią z szerokim uśmiechem.
- Ach, reina. Też
się cieszę, że cię widzę, skarbie.
Zmrużyła oczy i
rozejrzała się pospiesznie.
- Jak to zrobiłeś?
- powtórzyła, próbując coś w nim wypatrzeć – ale oprócz
złośliwego uśmiechu i psotnego błysku w oku nic nie zauważyła.
- To było dość
oczywiste – wzruszył ramionami, idąc dalej, z patrzącą na niego
ze złością Reyną u boku. - Rozglądałaś się dookoła,
wierciłaś... - nachylił się do niej z szeroko otwartymi oczami. –
Mógłbym przysiąc, że widziałem rumieniec na tej buźce,
kochanie.
- Kogo przekupiłeś?
- zażądała odpowiedzi. - Nikt nie ma zdolności czytania w
myślach...
Spojrzał na nią z
zdumieniem, a potem się roześmiał głośno, przyciągając parę
dziwnych spojrzeń. Reyna splotła ramiona na piersi, patrząc na
niego chłodnym wzrokiem i unosząc brew, kiedy on wciąż śmiał
się do rozpuku. Złapał się za brzuch.
- Przepraszam –
parsknął. - Ale to było genialne. - Skrzywił twarz na imitację
chłodnej maski Reyny. - „Nikt nie ma..."
- Starczy –
burknęła, mierząc go rozeźlonym wzrokiem, ale zmarszczyła nos. -
Przecież zamrugałeś...
- Och – wydawał
się uradowany. - Więc to to była twoja mityczna wiadomość?
„Mruuuuuuugnij!" - zrobił gest nawiedzającego ducha.
Uderzyła go w
ramię, ale to i tak nie powstrzymało jego szerokiego uśmiechu.
Reyna była wciąż na niego zła i czuła się zażenowana. Zrobiła
z siebie idiotkę. Czytanie w myślach! Mogła przewidzieć, że to
się tak skończy. Ale już nigdy nie pozwoli sobie na takie
stracenie czujności. Była rozkojarzona i nieobecna, Frank musiał
prowadzić głosowanie bez niej, a takie coś nie miało prawa się
zdarzyć. Nie u niej.
- Mrugnąłem bo
lubię wzbudzać pożądanie u pięknych pań – wyjaśnił,
wyciągając w połowie skończony przedmiocik i zaczął się nim
bawić, rozglądając dookoła. W ogóle się nie przejął swoją
wypowiedzią, a Reyna poczuła się gdzieś dotknięta. Naprawdę,
przez chwilę...
- Trzy razy?
- Daj spokój –
jęknął, wywracając oczami. - Patrzyłaś się na mnie jak
kosmitę, jakbyś czegoś oczekiwała. No to mrugnąłem – wzruszył
ramionami, a ona spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Postanowiłeś do
mnie mrugnąć tylko dlatego, że się na ciebie patrzyłam?
Rozłożył ręce.
- Oto ja, madame.
Och, daj spokój – wywrócił oczami. - Nie udawaj, że ci się nie
podobało.
Reyna nieco
przyspieszyła kroku, chowając dłonie w kieszeniach spodenek, które
miała pod togą. Leo co chwila się o swoją potykał i klął pod
nosem, gdy starał się ją dogonić.
- Czemu w ogóle się
bałaś, że czytam ci w myślach? - spytał z sugestywnym uśmiechem.
- Czyżby pani pretor miała niegrzeczne myśli?
Reyna spojrzała na
niego spod byka, wypędzając myśli o tym samym człowieku, który
ją przyciskał do ściany. To nie było prawdziwe. Ale wciąż
przyłapywała się na zerkaniu na jego niesforne włosy – w które
tak chętnie zanurzała dłonie. Albo w jego oczy, które nadawały
mu wygląd wesołego elfa, mimo dwudziestu lat.
- Oooch – mruknął,
ale zaraz potem uśmiechnął się do niej, a Reyna ze złością
zauważyła, że siłą powstrzymuje usta od odpowiedzenia na
uśmiech. - Doskonale wiem, co się działo w tej pięknej główce,
kochanie.
- Możesz przestać
mnie tak nazywać? - spytała, udając obojętną i ignorując jego
sugestię. Musi się stamtąd wydostać, jak najszybciej.
Zarzucił ramię na
jej barki, ale kiedy zmroziła go wzrokiem, cofnął rękę. Reyna
krzyknęła w duszy na dwoje mięśnie, które zwiotczały pod jego
dotykiem i błagały o więcej. Z zaskoczeniem i złością
zorientowała się, że przez niego traci kontrolę.
- Nie wiedziałem,
Rey, że masz to w sobie – zażartował. - No wiesz, poważne
obrady senatu, a ty takie sprośne myśli... - pokręcił głową i
zacmokał, a Reyna szturchnęła go.
- Skąd ci przyszło
do głowy, że miałam jakieś fantazje? - spojrzała na niego spod
rzęs, wyzywając spojrzeniem, a Leo odpowiedział swoim sławnym
uśmiechem.
- Mówiłem, to było
widać... Poza tym, nikt niewinny nie byłby tak spanikowany, że
ktoś ma wgląd do jego pięknej główki – odpowiedział tonem
znawcy, więc Reyna, wykorzystując szansę odwiedzenia go od tego
tematu, prychnęła. Starała się ignorować ich lekko muskające
dłonie, choć jej puls mówił co innego.
- A coś takiego ci
się przytrafiło? - uniosła brew, a on uniósł dłonie, udając
niewinnego. Przy okazji potknął się o togę, gdy ją puścił, a
Reynie kącik ust zadrżał.
- To był uśmiech,
mi reina? - spytał, udając zszokowanego i przyciskając dłonie do
serca, choć chwilę wcześniej zaklął szpetnie po hiszpańsku. -
Tak się śmiać z wypadku, który mógłby zakończyć życie
boskiego Leona? Kto by o mnie śpiewał ballady? Kto pisałby
wiersze? Kto wzdychałby za mną, mdlejąc na widok mego boskiego
uśmiechu?
Reyna roześmiała
się cicho, kręcąc głową.
- Musisz jeszcze
wiele popracować, by dziewice mdlały na twój widok –
zażartowała, a Leo uśmiechnął się do niej szeroko. Reyna
obawiała się, że to ona zaraz omdleje.
- Wracając, mi
reina – ponownie zarzucił rękę na jej ramiona, ale tym razem,
gdy spojrzała na niego groźnie, nie cofnął się – ślady jej
uśmiechu pozostały i już nie była taka przerażająca. Spojrzała
na jego dłoń, czując dziwne mrowienie w brzuchu i szybko spojrzała
przed siebie. Zachowywała się jak zadurzona trzynastolatka.
- Nie musisz się
martwić, że ktoś będzie ci czytał myśli – kontynuował. - To
straszne, ale pozory mylą.
Przekrzywiła głowę,
gdy przystanęli niedaleko Ogrodów Bachusa. Naprawdę, jak próba
wymuszenia informacji zamieniła się w spacer, podczas którego
rozmawiała o swoich fantazjach z chłopakiem, który odgrywał w
nich główną rolę?
- Zdarzyło ci się
to kiedyś? - spytała rozbawiona. W głowie od razu stanął jej
obraz - przysypiający Leo z świńskimi myślami, który z paniką
budzi się i myśli, że ktoś doskonale wie, o czym marzył.
Chociaż, w jego wypadku nic nie wiadomo.
- Mrugnięcie nie
działa – ciągnął, a Reyna z iskierką czułości patrzyła, jak
wymachuje energicznie rękami, opisując jej schemat sprawdzania
potencjalnych nieludzi. Nie wiedziała, jak z etapu
„ty-zniszczyłeś-Nowy-Rzym-zasłużyłeś-na-ścięcie"
przeszli do żartowania i rozmawiania bez skrępowania – ale nie
żałowała. Leo okazał się dobrym znajomym, z którym za każdym
razem lubiła porozmawiać, gdy odwiedzał Nowy Rzym i zawsze się
przy nim odprężała, mimo że nigdy to nie była jakaś głęboka
znajomość. Zostało jej tylko niecałe dwa lata służby w wojsku i
mogłaby zacząć studiować. Patrząc na niego kątem oka poczuła,
jak serce jej ciąży – ciekawe, jak byłoby chodzić do szkoły z
Leo. Pewnie nigdy by się nie nudziła.
- Musi to być coś
bardziej oczywistego, jak kichnięcie, albo tańczenie kankana –
rzekł jej z powagą, a Reyna znów się uśmiechnęła. - Mrugnąć
może każdy, a jak ktoś ci tańczy kankana, to wiesz, że albo
czyta ci w myślach, albo ma coś nie tak z głową.
- A zdarzyło ci się
kiedyś próbować metody z kankanem? - spytała, udając zgorszenie,
przez co kącik ust mu zadrgał.
- Nie. Ale z
mrugnięciem tak. Nie podziałało – wzruszył ramionami,
spuszczając wzrok i kołysząc się na piętach. Reyna poczuła
zainteresowanie i uczucie, którego nie chciała identyfikować. Leo
to był przyjaciel. Miała dziwne spojrzenie na świat bo jej
osamotnione ciało wybrało go jako obiekt pożądania, ale to
wszystko.
- Skąd wiesz? -
zapytała z ciekawością.
Leo uniósł głowę
i przechylił ją, a choć oczy mu błyszczały, to nie było ich
zwykłe rozbawione ożywienie. Spojrzał na prosto na nią, a Reynę
dopiero teraz uderzyło, że mimo iż wypuścił ją z objęć to
wciąż stali ramię w ramię – teraz, naprzeciw siebie.
- No przecież nie
mrugnęłaś, prawda?
Jej serce stanęło,
zadrżało, a potem zrobiło takie obrzydliwe flip-flop, które
poczuła aż w brzuchu. Jeżeli to były motylki, to prędzej się
czuła jakby miała zawał. Potem zaczęło gwałtownie bić, jakby
nie mogło się zdecydować, sprawiając, że Reynę przeszło dziwne
gorąco, które nie miało nic wspólnego z pożądaniem. Zrobiło
jej się niedobrze, kiedy patrzyła w jego oczy - i choć brzmiało
to źle, to naprawdę były dobre odczucia. Ale nieco dziwne. I
sprawiające, że kręciło jej się w głowie, ręce pociły, a
brzuch boleśnie ścisnął.
- Valdez... -
mruknęła cicho, kiedy schował kosmyk jej włosów za ucho, czując
ciepło policzków przez jego słowa. Czy naprawdę miał to na
myśli? I czy naprawdę musiała się tak kompromitować, by w
niewielkich odstępach czasu czerwienić się jak burak?
- Ciii... - jego
palec zsunął się na jej usta, a Reyna zauważyła, że mimo całej
wyluzowanej i na pozór pewnej siebie postawy, w jego oczach czaiła
się obawa, a palce lekko drżały. Poczuła się nieco pocieszona,
że przynajmniej nie tylko ona zachowuje się tak niepewnie i
nieśmiało.
Lubiła patrzeć mu
w oczy z tak bliska, czuć jego dłonie, spracowane i pełne odcisków
na policzkach i ustach. Zastanawiała się, czy może to mrugnięcie
ich dzisiaj połączyło. Jego słowa wciąż rozbrzmiewały w jej
głowie, powodując drżenie serca. Nienawidziła tych odczuć.
- Leo... - szepnęła,
a jego oczy nabrały dziwnego wyrazu, jakby próbował oswoić się z
jego imieniem w jej ustach. - Wiesz, że nie bez powodu miałeś
mrugnąć?
Uśmiech zaigrał na
jego ustach, choć był nieco wymuszony.
- Czy sugerujesz to,
co myślę? - spytał na jednym tchu, przyprawiając ją o rumieńce
zawstydzenia. Niech go cholera! Ona tak się nie zachowywała. Nie
była damą w opałach, tylko rycerzem. Nie mogła znieść myśli,
że ma nad nią taką władzę, że nawet nie umie opanować własnego
ciała.
Ale nie
odpowiedziała, choć w myślach już widziała, jak rzeczywistość
miesza się z fantazją, i do diabła z ludźmi, z rumieńcami i
złością, chciała go pocałować. A Reyna dostawała to, czego
chciała.
Potarła jego kość
policzkową kciukiem, odgarniając kosmyki z czoła. Był to jeden z
niewielu gestów sympatii, jaki okazała w stosunku do kogokolwiek –
na takie spoufalenie mógł liczyć jedynie Nico i Hylla, choć jej
siostra czasem balansowała na granicy.
- Chcę cię
pocałować – wydusił, a ona z satysfakcją zauważyła, że jego
włosy dymią, a policzki są całe czerwone. Nieśmiałość jej
minęła i uśmiechnęła się do niego, przechylając głowę. W
pobliżu nie było nikogo, a nawet gdyby, to naprawdę, zignorowałaby
cały tłum.
A wtedy usłyszała
zawstydzone chrząknięcie za sobą i stłumiła chęć odwrócenia
się gwałtownie ze sztyletem i ucięcia gardła temu komuś, kto jej
przeszkadzał.
Coś mignęło w
oczach Leo, ale zanim zdążyła zareagować, odsunął się, a
nieśmiały i nieco otumaniony, jakby wciąż stał nos w nos z
Reyną, uśmiech zatańczył na jego ustach.
- Em, przeszkadzam?
- zapytał nieśmiały głos, który okazał się Percym, gdy się
odwróciła. Na widok jej miny uniósł dłonie. - Ja... Wiecie, to
nic ważnego, naprawdę, mogę przyjść potem, bo chodziło tylko...
a zresztą nieważne, chciałem tylko przekazać ci... Nie,
przepraszam, ja...
Przymknęła na
chwilę powieki, a Leo odsunął się od niej na kilka metrów i
poczuła szarpnięcie w sercu, ale je zignorowała. Wysiliła się na
uśmiech, choć głowa jej wirowała, a emocje przygniotły. Musi.
Stąd. Iść.
- Nie, Percy, nie...
- przerwała jego słowotok, spowodowany zdenerwowaniem, choć
widziała znany jej, typowy uśmieszek Percy'ego czający się na
wargach. Domyśliła się, że za niedługo połowa jej znajomych
będzie wiedziała, że stała niebezpiecznie blisko Leo, wymieniając
się dziwnie intymnymi gestami. Na tą myśl zrobiło jej się
niedobrze, choć Percy stał za nimi, a nie obok.
- Nic się nie
stało, po prostu... Możesz to przekazać mi potem? Muszę na chwilę
iść do... Franka – powiedziała, rozpaczliwie pragnąc się
wydostać z klatki, która ją więziła.
Percy tylko
potrząsnął głową, wciąż zerkając od niej do Leo, wokół
których nastrój pękł jak bańka mydlana, pozostawiając
skrępowanie i chęć ucieczki. Nie miała ochoty go nigdy więcej
widzieć.
Ale gdy szła
pospiesznie przez zielone trawy, odwróciła się, zerkając przez
ramię i zauważyła Leo, który rozmawiając z Percym spojrzał
prosto na nią i ich oczy się spotkały. Najwyraźniej odzyskał już
własną, niemożliwie irytującą pewność siebie, bo znów
uśmiechnął się złośliwie, jakby mruczał „A nie mówiłem?
Jeszcze to dokończymy, reina".
A Reyna nie była
pewna, czy skrycie tego nie pragnęła.
*
Gdy czytasz Krew Olimpu, to mija ci ochota na pisanie Leyny. Ale musiałam się jakoś pocieszyć, a co może być lepsze niż OTP/OTC wyraźnie odnajdujące się w mizianiu? Lubię i nie lubię tej miniaturki - podobało mi się opisywanie uczuć i sam pomysł, ale nie wiem, czy mi wyszło. Momentami mam wrażenie, że jest nieco sztywno, Reyna i Leo są OOC (ALE CO Z TEGO, musiałam się wyładować, bo Reyna nie mogąca zakochać się w herosie? Pff.) więc tekst poleżał kilka dni (tak, napisałam to w DZIEŃ. Dacie wiarę?), choć nadal się nieco waham. Aha i Reyna to kobiecy pretor, jak sukkub, nie pretorka. To drugie coś brzmi śmiesznie i za każdym razem, jak to widziałam, krzywiłam się. Najpierw w "Domu" używali formy męskiej, teraz to. Serio?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz