cursor by thetremblingofmyhand

poniedziałek, 16 listopada 2015

4. Gdy wystarczy mrugnięcie

Reyna była zadowolona.

Było wiele tego przyczyn – zimna ściana chłodząca jej rozgrzane latem ciało, mocny uścisk, ręce wędrujące pod bluzką, niecierpliwe usta zasysające skórę na szyi.

Mruknęła cicho, wyginając się w stronę dotyku, w myślach przeklinając go. Tylko on miał na nią taki wpływ - w całym swoim życiu była twarda i nieustępliwa, a teraz zamieniała się powoli w małą kałużę uczuć i przyjemności, która ją pochłaniała. Stęknęła, zaciskając ręce na jego plecach, a kiedy poczuła figlarny uśmieszek na podbródku, warknęła cicho. Szybkim ruchem odwróciła pozycje, sama przyciskając jego ciało do ściany. Wydał cichy odgłos protestu, ale szybko został on stłumiony jej natarczywymi ustami. Złapał za jej podwiniętą koszulkę i przyciągnął, rozkoszując się dotykiem miękkiej skóry.

- Jesteśmy niecierpliwi, hm? - mruknął złośliwie, kiedy wtopiła palce w jego rozczochrane włosy, a on ujął ją pod kolanem, podnosząc z chęcią jej nogę.

Burknęła coś w odpowiedzi, w pełni pochłaniając się doznaniom niecierpliwych i namiętnych pieszczot. W euforii pasji spadł wazon i zerwali firankę, ale naprawdę jej to nie obchodziło. Jego zapach ją otumaniał, a jedyne o czym mogła myśleć, to więcej i więcej...

- Poczekaj – wysapał, kiedy zaczęła rozpinać jego koszulę. Włosy miał uroczo roztrzepane, opadające niechlujnie na czoło, usta nabrzmiałe, policzki zaczerwienione, a sam wyraz oczu wzbudził u niej dreszcz. - Zaraz przecież...

Przykryła mu palcem usta, przerywając w połowie, drugą ręką macając obok, by wyczuć klamkę.

- Zero gadania – rozkazała, zjeżdżając palcami wzdłuż silnej szczęki.

Oczy mu rozbłysły, a w Reynie zapłonęła jakaś iskra. Wpadli gwałtownie na drzwi, których tak poszukiwała, kiedy znów zmienił pozycję, a ona jęknęła mimowolnie w odpowiedzi na namiętność. Wpadli do pokoju, ale ją obchodziły tylko jego usta, piekąca skóra błagająca o dotyk i wspaniały nacisk innego, rozgrzanego ciała. Owinęła się mocniej wokół niego, kiedy szli naprzód nieprzytomnie, a on zjechał ustami wzdłuż jej szczęki, oddychając szybko.

- Reyna – mruknął do jej ucha, a Reyna przez mgłę przyjemności zauważyła, że ten głos był inny, głębszy... Zepchnęła to w głąb umysłu, bo jego ręce złapały ją mocno za plecy przez koszulkę. - Reyna... Reyna!

Reyna gwałtownie otworzyła oczy, a szyja nadal ją piekła od gwałtownych malinek... Co... Przecież...

Rozejrzała się nieprzytomnie, zauważając Franka wpatrującego się w nią ze zmartwieniem i paru centurionów, szepczących do siebie lub obgadujących ją. Gdy tylko impuls rzeczywistości do niej dotarł, natychmiast się wyprostowała, choć ciało rozpaczało po stracie dotyku. Mogła przysiąc...

Obrady senatu nadal trwały, najwyraźniej ignorując śniącą na jawie pretor, choć widziała zaniepokojony wzrok Franka, który ją przebudził.

Poczuła falę gwałtownego zawstydzenia i żalu, która ją zalała. Czuła, jak jej policzki płoną, co zdarzało się naprawdę rzadko i pochyliła się do kolegi, próbując zasłonić rumieńce.

- Przepraszam – wyszeptała, nieco ochryple, zerkając kątem oka na posiedzenie. Mimo że siedzieli na szczycie, to najwyraźniej nikt nie widział niczego nadzwyczajnego – może przysnęła na parę sekund. - Miałam trudną noc.

Frank popatrzył na nią ze współczuciem i poklepał lekko po ręce, a Reyna automatycznie porównała ten dotyk do stwardniałych dłoni, wprawiających jej skórę w gorączkę. Skarciła się w myślach, pragnąc zatopić w fotelu. Niech to się już skończy, pomyślała rozpaczliwie, bo czuła napierające z każdych stron wspomnienia snu, a wydawało się, że ludzie dookoła patrzą na nią, doskonale znając jej myśli. Zawierciła się w fotelu, rozglądając nerwowo i wtedy natrafiła na błyszczące, brązowe tęczówki. Czas stanął, a ona znów poczuła niecierpliwy oddech na policzku, gwałtowne usta i ciało ocierające się o drugie. Widziała przed oczami sceny snu, a cała dyskusja wokół niej umilkła, kiedy widziała powoli rosnący, figlarny uśmiech. Coś w tych oczach... Leo patrzył na nią, przechylając głowę, jakby mówił „przyjemny sen?".

Coś z jej żołądku się zacisnęło, kiedy o tym pomyślała, ale wzrok półboga był nieomylny – doskonale wiedział, o czym śniła. Uśmiechał się do niej tym wiem-wszystko-i-jestem-z-tego-dumny uśmieszkiem, a oczy błyszczały mu złośliwym blaskiem.

Trafiła ją nagła myśl, niedorzeczna, dziecinna i głupia, ale jakże zrozumiała w takiej sytuacji – czyta mi w myślach?

To było śmieszne, ale jej umysł nadal był zamglony. Leo wiedział, że widziała... rzeczy, które nie powinny się zdarzyć i o których nie powinna myśleć. Nie był dzieckiem Hekate ani Somnusa, więc to było niemożliwe, ale jednak jakiś dziecinny strach ściskał jej jelita. Jej, kobiecie która pokonała Oriona, była pobłogosławiona przez Atenę, zapobiegła wojnie domowej, poprowadziła swoje wojsko przeciw zastępom Gai i która była pretorem legionu od sześciu lat.

Jeśli czytasz mi w myślach, pomyślała, ganiąc się w duchu, ale obrazy jej marzenia nadal wirowały, a Leo nie spuszczał wzroku. Widziała jego dłonie, jak zwykle konstruujące coś z zębatek i przewodów, nie mogąc przestać wspominać dotyku tych niecierpliwych rąk... Jeśli... Mrugnij.

Wstrzymała oddech, mrużąc oczy, i poczuła szturchnięcie, ale nie zwróciła na to uwagi. Rozluźniła się i już była gotowa karcić się za głupotę, kiedy on to zrobił.

Zamrugał.

Leo-Cholerny-Valdez czytał jej w myślach!

Nie wiedziała jak i dlaczego, ale była tego pewna. Poczuła ochotę by umrzeć, kiedy chłodna i logiczna część jej umysłu, odziedziczona po Bellonie i podsycana egidą Ateny zaczęła na nią wrzeszczeć. Ludzie mrugają. To naturalna reakcja, a to, że mrugnął po nieustającej walce na spojrzenia nie jest niczym dziwnym. Wyolbrzymiasz rzeczy, nadal zamroczona przez sen. Jesteś śpiąca...

Zmarszczyła brwi i znów spojrzała na Leo, który uniósł brew, jakby pytając „co?"

Jeśli czytasz mi w myślach... Mrugnij jeszcze raz, odetchnęła, starając się by opanować tę dziwną panikę. Zachowywała się irracjonalnie. Czytanie w myślach jest niemożliwe. Nawet w mitologii greckiej i rzymskiej. Tylko bogowie mają taką zdolność. Co się z nią dzieje?

Ale panika znów zacisnęła na niej szpony, bo ten cholerny kretyn ponownie do niej mrugnął, szczerząc się jak idiota. Poczuła wściekłość, przelewając ją w jego kierunku. Czyta w myślach? Niech odczyta jej złość. Nikt nie miał prawa grzebać w jej umyśle, nawet jeśli był wypełniony fantazjami na jego temat. To było po prostu marzenie sennego umysłu i zgorzkniałej samotniczki wśród grupki spełnionych par, która od prawie sześciu miesięcy pozostawała bez partnera.

Ale... Czemu mrugnął? Czyżby naprawdę miał dostęp to części, która była tylko i wyłącznie jej?

Mrugnij, pomyślała z rezygnacją. Jeśli mrugniesz, naprawdę w to uwierzę.

Leo się na nią gapił, ona na niego, obrady dotyczące otwarcia liceum dla półbogów trwało, a przywódczyni legionu siedziała nieruchomo. Leo rozejrzał się, przerywając tę obsesyjną wymianę spojrzeń, a Reyna pozwoliła sobie na triumfalny uśmieszek. Wiedziała.

Valdez znów na nią spojrzał, wydymając wargi, uśmiechnął się i mrugnął konspiracyjnie, jakby mówił "wiem o czym śniłaś i możemy to dokończyć".

Gdy tylko będące dla niej katorgą i dłużące się niemożliwie obrady skończyły się wynikiem „trzeba zainwestować, nie wiadomo, czy to dobry pomysł", wyszła pospiesznie, mrucząc jakieś przypadkowe przywitania do grupy z Obozu Herosów. Usłyszała krzyk osoby, która ją wołała, najprawdopodobniej w sprawie nieudanego pomysłu, ale zignorowała go. Dogoniła Valdeza, które szedł z rękoma w kieszeni, gwiżdżącego spokojnie i naskoczyła na niego, nie zważając na tłum, który ich mijał.

- Jak to zrobiłeś? - syknęła. Spojrzał na nią z szerokim uśmiechem.

- Ach, reina. Też się cieszę, że cię widzę, skarbie.

Zmrużyła oczy i rozejrzała się pospiesznie.

- Jak to zrobiłeś? - powtórzyła, próbując coś w nim wypatrzeć – ale oprócz złośliwego uśmiechu i psotnego błysku w oku nic nie zauważyła.

- To było dość oczywiste – wzruszył ramionami, idąc dalej, z patrzącą na niego ze złością Reyną u boku. - Rozglądałaś się dookoła, wierciłaś... - nachylił się do niej z szeroko otwartymi oczami. – Mógłbym przysiąc, że widziałem rumieniec na tej buźce, kochanie.

- Kogo przekupiłeś? - zażądała odpowiedzi. - Nikt nie ma zdolności czytania w myślach...

Spojrzał na nią z zdumieniem, a potem się roześmiał głośno, przyciągając parę dziwnych spojrzeń. Reyna splotła ramiona na piersi, patrząc na niego chłodnym wzrokiem i unosząc brew, kiedy on wciąż śmiał się do rozpuku. Złapał się za brzuch.

- Przepraszam – parsknął. - Ale to było genialne. - Skrzywił twarz na imitację chłodnej maski Reyny. - „Nikt nie ma..."

- Starczy – burknęła, mierząc go rozeźlonym wzrokiem, ale zmarszczyła nos. - Przecież zamrugałeś...

- Och – wydawał się uradowany. - Więc to to była twoja mityczna wiadomość? „Mruuuuuuugnij!" - zrobił gest nawiedzającego ducha.

Uderzyła go w ramię, ale to i tak nie powstrzymało jego szerokiego uśmiechu. Reyna była wciąż na niego zła i czuła się zażenowana. Zrobiła z siebie idiotkę. Czytanie w myślach! Mogła przewidzieć, że to się tak skończy. Ale już nigdy nie pozwoli sobie na takie stracenie czujności. Była rozkojarzona i nieobecna, Frank musiał prowadzić głosowanie bez niej, a takie coś nie miało prawa się zdarzyć. Nie u niej.

- Mrugnąłem bo lubię wzbudzać pożądanie u pięknych pań – wyjaśnił, wyciągając w połowie skończony przedmiocik i zaczął się nim bawić, rozglądając dookoła. W ogóle się nie przejął swoją wypowiedzią, a Reyna poczuła się gdzieś dotknięta. Naprawdę, przez chwilę...

- Trzy razy?

- Daj spokój – jęknął, wywracając oczami. - Patrzyłaś się na mnie jak kosmitę, jakbyś czegoś oczekiwała. No to mrugnąłem – wzruszył ramionami, a ona spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Postanowiłeś do mnie mrugnąć tylko dlatego, że się na ciebie patrzyłam?

Rozłożył ręce.

- Oto ja, madame. Och, daj spokój – wywrócił oczami. - Nie udawaj, że ci się nie podobało.

Reyna nieco przyspieszyła kroku, chowając dłonie w kieszeniach spodenek, które miała pod togą. Leo co chwila się o swoją potykał i klął pod nosem, gdy starał się ją dogonić.

- Czemu w ogóle się bałaś, że czytam ci w myślach? - spytał z sugestywnym uśmiechem. - Czyżby pani pretor miała niegrzeczne myśli?

Reyna spojrzała na niego spod byka, wypędzając myśli o tym samym człowieku, który ją przyciskał do ściany. To nie było prawdziwe. Ale wciąż przyłapywała się na zerkaniu na jego niesforne włosy – w które tak chętnie zanurzała dłonie. Albo w jego oczy, które nadawały mu wygląd wesołego elfa, mimo dwudziestu lat.

- Oooch – mruknął, ale zaraz potem uśmiechnął się do niej, a Reyna ze złością zauważyła, że siłą powstrzymuje usta od odpowiedzenia na uśmiech. - Doskonale wiem, co się działo w tej pięknej główce, kochanie.

- Możesz przestać mnie tak nazywać? - spytała, udając obojętną i ignorując jego sugestię. Musi się stamtąd wydostać, jak najszybciej.

Zarzucił ramię na jej barki, ale kiedy zmroziła go wzrokiem, cofnął rękę. Reyna krzyknęła w duszy na dwoje mięśnie, które zwiotczały pod jego dotykiem i błagały o więcej. Z zaskoczeniem i złością zorientowała się, że przez niego traci kontrolę.

- Nie wiedziałem, Rey, że masz to w sobie – zażartował. - No wiesz, poważne obrady senatu, a ty takie sprośne myśli... - pokręcił głową i zacmokał, a Reyna szturchnęła go.

- Skąd ci przyszło do głowy, że miałam jakieś fantazje? - spojrzała na niego spod rzęs, wyzywając spojrzeniem, a Leo odpowiedział swoim sławnym uśmiechem.

- Mówiłem, to było widać... Poza tym, nikt niewinny nie byłby tak spanikowany, że ktoś ma wgląd do jego pięknej główki – odpowiedział tonem znawcy, więc Reyna, wykorzystując szansę odwiedzenia go od tego tematu, prychnęła. Starała się ignorować ich lekko muskające dłonie, choć jej puls mówił co innego.

- A coś takiego ci się przytrafiło? - uniosła brew, a on uniósł dłonie, udając niewinnego. Przy okazji potknął się o togę, gdy ją puścił, a Reynie kącik ust zadrżał.

- To był uśmiech, mi reina? - spytał, udając zszokowanego i przyciskając dłonie do serca, choć chwilę wcześniej zaklął szpetnie po hiszpańsku. - Tak się śmiać z wypadku, który mógłby zakończyć życie boskiego Leona? Kto by o mnie śpiewał ballady? Kto pisałby wiersze? Kto wzdychałby za mną, mdlejąc na widok mego boskiego uśmiechu?

Reyna roześmiała się cicho, kręcąc głową.

- Musisz jeszcze wiele popracować, by dziewice mdlały na twój widok – zażartowała, a Leo uśmiechnął się do niej szeroko. Reyna obawiała się, że to ona zaraz omdleje.

- Wracając, mi reina – ponownie zarzucił rękę na jej ramiona, ale tym razem, gdy spojrzała na niego groźnie, nie cofnął się – ślady jej uśmiechu pozostały i już nie była taka przerażająca. Spojrzała na jego dłoń, czując dziwne mrowienie w brzuchu i szybko spojrzała przed siebie. Zachowywała się jak zadurzona trzynastolatka.

- Nie musisz się martwić, że ktoś będzie ci czytał myśli – kontynuował. - To straszne, ale pozory mylą.

Przekrzywiła głowę, gdy przystanęli niedaleko Ogrodów Bachusa. Naprawdę, jak próba wymuszenia informacji zamieniła się w spacer, podczas którego rozmawiała o swoich fantazjach z chłopakiem, który odgrywał w nich główną rolę?

- Zdarzyło ci się to kiedyś? - spytała rozbawiona. W głowie od razu stanął jej obraz - przysypiający Leo z świńskimi myślami, który z paniką budzi się i myśli, że ktoś doskonale wie, o czym marzył. Chociaż, w jego wypadku nic nie wiadomo.

- Mrugnięcie nie działa – ciągnął, a Reyna z iskierką czułości patrzyła, jak wymachuje energicznie rękami, opisując jej schemat sprawdzania potencjalnych nieludzi. Nie wiedziała, jak z etapu „ty-zniszczyłeś-Nowy-Rzym-zasłużyłeś-na-ścięcie" przeszli do żartowania i rozmawiania bez skrępowania – ale nie żałowała. Leo okazał się dobrym znajomym, z którym za każdym razem lubiła porozmawiać, gdy odwiedzał Nowy Rzym i zawsze się przy nim odprężała, mimo że nigdy to nie była jakaś głęboka znajomość. Zostało jej tylko niecałe dwa lata służby w wojsku i mogłaby zacząć studiować. Patrząc na niego kątem oka poczuła, jak serce jej ciąży – ciekawe, jak byłoby chodzić do szkoły z Leo. Pewnie nigdy by się nie nudziła.

- Musi to być coś bardziej oczywistego, jak kichnięcie, albo tańczenie kankana – rzekł jej z powagą, a Reyna znów się uśmiechnęła. - Mrugnąć może każdy, a jak ktoś ci tańczy kankana, to wiesz, że albo czyta ci w myślach, albo ma coś nie tak z głową.

- A zdarzyło ci się kiedyś próbować metody z kankanem? - spytała, udając zgorszenie, przez co kącik ust mu zadrgał.

- Nie. Ale z mrugnięciem tak. Nie podziałało – wzruszył ramionami, spuszczając wzrok i kołysząc się na piętach. Reyna poczuła zainteresowanie i uczucie, którego nie chciała identyfikować. Leo to był przyjaciel. Miała dziwne spojrzenie na świat bo jej osamotnione ciało wybrało go jako obiekt pożądania, ale to wszystko.

- Skąd wiesz? - zapytała z ciekawością.

Leo uniósł głowę i przechylił ją, a choć oczy mu błyszczały, to nie było ich zwykłe rozbawione ożywienie. Spojrzał na prosto na nią, a Reynę dopiero teraz uderzyło, że mimo iż wypuścił ją z objęć to wciąż stali ramię w ramię – teraz, naprzeciw siebie.

- No przecież nie mrugnęłaś, prawda?

Jej serce stanęło, zadrżało, a potem zrobiło takie obrzydliwe flip-flop, które poczuła aż w brzuchu. Jeżeli to były motylki, to prędzej się czuła jakby miała zawał. Potem zaczęło gwałtownie bić, jakby nie mogło się zdecydować, sprawiając, że Reynę przeszło dziwne gorąco, które nie miało nic wspólnego z pożądaniem. Zrobiło jej się niedobrze, kiedy patrzyła w jego oczy - i choć brzmiało to źle, to naprawdę były dobre odczucia. Ale nieco dziwne. I sprawiające, że kręciło jej się w głowie, ręce pociły, a brzuch boleśnie ścisnął.

- Valdez... - mruknęła cicho, kiedy schował kosmyk jej włosów za ucho, czując ciepło policzków przez jego słowa. Czy naprawdę miał to na myśli? I czy naprawdę musiała się tak kompromitować, by w niewielkich odstępach czasu czerwienić się jak burak?

- Ciii... - jego palec zsunął się na jej usta, a Reyna zauważyła, że mimo całej wyluzowanej i na pozór pewnej siebie postawy, w jego oczach czaiła się obawa, a palce lekko drżały. Poczuła się nieco pocieszona, że przynajmniej nie tylko ona zachowuje się tak niepewnie i nieśmiało.

Lubiła patrzeć mu w oczy z tak bliska, czuć jego dłonie, spracowane i pełne odcisków na policzkach i ustach. Zastanawiała się, czy może to mrugnięcie ich dzisiaj połączyło. Jego słowa wciąż rozbrzmiewały w jej głowie, powodując drżenie serca. Nienawidziła tych odczuć.

- Leo... - szepnęła, a jego oczy nabrały dziwnego wyrazu, jakby próbował oswoić się z jego imieniem w jej ustach. - Wiesz, że nie bez powodu miałeś mrugnąć?

Uśmiech zaigrał na jego ustach, choć był nieco wymuszony.

- Czy sugerujesz to, co myślę? - spytał na jednym tchu, przyprawiając ją o rumieńce zawstydzenia. Niech go cholera! Ona tak się nie zachowywała. Nie była damą w opałach, tylko rycerzem. Nie mogła znieść myśli, że ma nad nią taką władzę, że nawet nie umie opanować własnego ciała.

Ale nie odpowiedziała, choć w myślach już widziała, jak rzeczywistość miesza się z fantazją, i do diabła z ludźmi, z rumieńcami i złością, chciała go pocałować. A Reyna dostawała to, czego chciała.

Potarła jego kość policzkową kciukiem, odgarniając kosmyki z czoła. Był to jeden z niewielu gestów sympatii, jaki okazała w stosunku do kogokolwiek – na takie spoufalenie mógł liczyć jedynie Nico i Hylla, choć jej siostra czasem balansowała na granicy.

- Chcę cię pocałować – wydusił, a ona z satysfakcją zauważyła, że jego włosy dymią, a policzki są całe czerwone. Nieśmiałość jej minęła i uśmiechnęła się do niego, przechylając głowę. W pobliżu nie było nikogo, a nawet gdyby, to naprawdę, zignorowałaby cały tłum.

A wtedy usłyszała zawstydzone chrząknięcie za sobą i stłumiła chęć odwrócenia się gwałtownie ze sztyletem i ucięcia gardła temu komuś, kto jej przeszkadzał.

Coś mignęło w oczach Leo, ale zanim zdążyła zareagować, odsunął się, a nieśmiały i nieco otumaniony, jakby wciąż stał nos w nos z Reyną, uśmiech zatańczył na jego ustach.

- Em, przeszkadzam? - zapytał nieśmiały głos, który okazał się Percym, gdy się odwróciła. Na widok jej miny uniósł dłonie. - Ja... Wiecie, to nic ważnego, naprawdę, mogę przyjść potem, bo chodziło tylko... a zresztą nieważne, chciałem tylko przekazać ci... Nie, przepraszam, ja...

Przymknęła na chwilę powieki, a Leo odsunął się od niej na kilka metrów i poczuła szarpnięcie w sercu, ale je zignorowała. Wysiliła się na uśmiech, choć głowa jej wirowała, a emocje przygniotły. Musi. Stąd. Iść.

- Nie, Percy, nie... - przerwała jego słowotok, spowodowany zdenerwowaniem, choć widziała znany jej, typowy uśmieszek Percy'ego czający się na wargach. Domyśliła się, że za niedługo połowa jej znajomych będzie wiedziała, że stała niebezpiecznie blisko Leo, wymieniając się dziwnie intymnymi gestami. Na tą myśl zrobiło jej się niedobrze, choć Percy stał za nimi, a nie obok.

- Nic się nie stało, po prostu... Możesz to przekazać mi potem? Muszę na chwilę iść do... Franka – powiedziała, rozpaczliwie pragnąc się wydostać z klatki, która ją więziła.

Percy tylko potrząsnął głową, wciąż zerkając od niej do Leo, wokół których nastrój pękł jak bańka mydlana, pozostawiając skrępowanie i chęć ucieczki. Nie miała ochoty go nigdy więcej widzieć.

Ale gdy szła pospiesznie przez zielone trawy, odwróciła się, zerkając przez ramię i zauważyła Leo, który rozmawiając z Percym spojrzał prosto na nią i ich oczy się spotkały. Najwyraźniej odzyskał już własną, niemożliwie irytującą pewność siebie, bo znów uśmiechnął się złośliwie, jakby mruczał „A nie mówiłem? Jeszcze to dokończymy, reina".

A Reyna nie była pewna, czy skrycie tego nie pragnęła.


*
Gdy czytasz Krew Olimpu, to mija ci ochota na pisanie Leyny. Ale musiałam się jakoś pocieszyć, a co może być lepsze niż OTP/OTC wyraźnie odnajdujące się w mizianiu? Lubię i nie lubię tej miniaturki - podobało mi się opisywanie uczuć i sam pomysł, ale nie wiem, czy mi wyszło. Momentami mam wrażenie, że jest nieco sztywno, Reyna i Leo są OOC (ALE CO Z TEGO, musiałam się wyładować, bo Reyna nie mogąca zakochać się w herosie? Pff.) więc tekst poleżał kilka dni (tak, napisałam to w DZIEŃ. Dacie wiarę?), choć nadal się nieco waham. Aha i Reyna to kobiecy pretor, jak sukkub, nie pretorka. To drugie coś brzmi śmiesznie i za każdym razem, jak to widziałam, krzywiłam się. Najpierw w "Domu" używali formy męskiej, teraz to. Serio?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz